Ciężko doszukać się historii tego miejsca, takiej prawdziwej etymologii powstania. Być może przeszłość nie jest chlubna, jednak zewsząd da się wyczuć, że Smolarnia to nie przypadkowy twór w nieprzypadkowym miejscu.
Hotel położony jest na wzniesieniu, tuż nad malowniczym jeziorem Straduń. Już wjeżdżając na jego teren widać nieco zapomniany splendor sprzed lat w postaci olbrzymiego dziedzińca ozdobionego kamienną architekturą, w tym olbrzymiej (nieczynnej) fontanny. Krótki spacer po okolicy daje pełny obraz tego miejsca. Na sporym terenie pod liśćmi i igliwiem kryją się stare parkowe alejki, a gdzieniegdzie można spotkać nieczynne betonowe latarnie. Pomiędzy drzewami dało się nawet dostrzec opuszczone korty tenisowe.
Ukształtowanie terenu tworzy wyjątkowość. Z hotelowych okien od strony wody rozciąga się piękny malowniczy widok na jezioro. Wieczorem można zjeść kolację na dużym tarasie (również od strony jeziora) w okolicznościach zachodzącego słońca, które swoją czerwienią tchnie romantyzm w każdy spędzony tam wieczór.
Pewna „mistyka” miejsca znika nieco po wejściu do wewnętrza hotelu. Nie można się oprzeć wrażeniu, że hotel przeszedł remont w szalonych latach dziewięćdziesiątych i niestety kolejnego jeszcze się nie doczekał. Tego typu obiekty charakteryzują się pewnym swoistym klimatem bogatego wujka prowadzącego lokalny biznes, zabierającego całą bliższą i dalszą rodzinę na wypasione i mocno zakrapiane wakacje „w wypasionym hotelu” lub firmową najebką w miejscu, które nie zrujnuje szefa.
Nie chcę jednak powiedzieć przez to, że klimat jest zły. Jest specyficzny, co nie każdemu musi pasować. Jednak właśnie wypad firmowy bym tutaj zorganizował jak najbardziej. I chyba właśnie z myślą o podobnych gościach, w piwnicy została stworzona kręgielnia i zlikwidowana sala dla dzieci. Sali dla dzieci nie ma, została tylko tabliczka informacyjna, więc parę słów o kręgielni.
Tory są dwa. Są jednocześnie tak krzywe, że trzeba spożyć naprawdę sporą dawkę alkoholu, aby dokonać korekty podczas rzutu. Właściciele przewidzieli ten fakt i obok torów znalazł się dobrze wyposażony bar, gdzie wieczorami można zamówić sobie coś dobrego do picia. Poza tym full wypas, wszystko automatyczne, a obsługa zawsze znajdowała się, aby uruchomić sprzęt i pomóc w konfiguracji.
Pokoje nie odbiegają stylem od reszty hotelu, także można powiedzieć, że wszystko jest spójne i nie ma kontrastów. Nasz pokój posiadał wszelkie wygody jak TV, światło, prąd, łazienkę, łóżka i wprost bajkowy widok z okna. Wszystko takie trochę dworkowe, trochę myśliwskie, ale też trochę „nineties”.
Jedyną rzeczą, która stanowi pewien kontrast w stosunku do reszty jest kuchnia. Nasz pobyt w pakiecie zawierał posiłki od szefa kuchni – generalnie hotel mocno chwali się Szefem – które były podane z artyzmem i sztuką niczym menu degustacyjne najlepszej restauracji. Potrawy były naprawdę wyszukane i pomysłowe, jednak dało się wyczuć, że szef poinstruował, ale sam nie robił. Oczywiście jest to całkowicie zrozumiałe i nie zaliczam tego elementu na minus. W końcu smolarniana restauracja znajduje się w żółtym przewodniku Gault&Millau.
W okolicy zdążyliśmy zobaczyć dwa miejsca. Pierwsze z nich to miasto Piła. Przy tej okazji odświeżyłem sobie również płytę „Strachów”. Jeden dzień w Pile pewnie nie ukazuje wszystkich jej atutów, jednakże odbieram je jako miasto parków. Gdzie się nie rozejrzeć tam park. Poza tym czekam może w komentarzach napiszecie, co jeszcze warto zobaczyć w Pile? Oprócz parku odwiedziłem dwie gastronomie: wylansowaną kawiarnię „Public cafe”, gdzie polecam wszystko poza ciastami oraz niezobowiązującą herbaciarnię „Kubek” w której poza napojami można skosztować sztuki zarówno biernie jak i czynnie podczas warsztatów.
Drugie miejsce to Park Ryb Słodkowodnych w Trzciance. Mieści się na przeciwległym brzegu jeziora Straduń. To publiczne miejsce, które w jednym skupia ścieżkę edukacyjną (ryby słodkowodne), plac zabaw dla dzieci, plażę oraz niewielki i niewysoki park linowy.
Zbierając wszystkie wrażenia, uważam Smolarnię za miejsce warte odwiedzenia. Sądzę, że późną wiosną i latem zyskuje jeszcze bardziej, ze względu na walory naturalne. Uczucie, które przywołuje wspomnienie Smolarni to relaks. Czas jakoś wolniej płynie w tym miejscu i 3 dni tam spędzone odebrałem jak przynajmniej 5, a o to przecież w wyjazdach chodzi, prawda?



